Opis filmu: Dwaj muzycy są przypadkowymi świadkami masakry w dniu św. Walentego. Uciekając przed gangsterami przebierają się za kobiety i dołączają do żeńskiego
zespołu, z którym wyruszają w tournee.
Milena
„Pół żartem, pół serio” to komedia, której na pewno nie może
przegapić żaden koneser filmów, szczególnie tych z okresu Golden Age of
Hollywood. Przezabawne role Tony’ego Curtisa i Jacka Lemmona, którzy uciekają przed gangsterami w przebraniach
kobiet. Joe i Jerry już
jako Josephine i Daphe spotyka wiele przeciwności aby pozostać
w ukryciu jednak udaje im się
to a Joe wciela się nawet
w trzecią rolę Juniora i jako milioner postanawia
uwieść koleżankę z orkiestry. Tę
uwodzicielską i słodką dziewczynę
pochodzącą z Polski ( czy też robi Wam się tak miło i ciepło
w sercu, kiedy w zagranicznym filmie pojawi się polski akcent? I to jeszcze jaki akcent !:) ) gra nie
kto inny tylko sama Marilyn Monroe. Jej wdzięk, subtelności
i ten charakterystyczny słodki
głos nadają produkcji dodatkowego uroku. Komizm
sytuacji polega na tym, że
chociaż dwóch przystojnych mężczyzn trafiło wprost do raju- czyli do żeńskiej orkiestry- nie mogą się
zdradzić i próbują się
zaprzyjaźnić z dziewczętami. Więc, śpią
z nimi w jednym wagonie, robią
mini imprezkę na jednej
pociągowej pryczy oraz
plotkują o wyśnionych mężczyznach. Gdy docierają na Floryde wtedy zaczyna się horror dla ich męskiej dumy- zaczynają być podrywani i podszczypywani przez innych mężczyzn. Jednak w obliczu zagrożenia, czyli odnalezienie ich przez
gangsterów
dzielnie trwają w swoich
rolach. Dziś możemy zobaczyć niejeden film, kiedy to mężczyźni przebrani za kobiety nie potrafią sobie poradzić z codziennymi zadaniami kobiet (np.
chodzenie na szpilkach czy w spódnicy) jednak „Pół żartem,
pół
serio”
jest niewątpliwie
prekursorem tego typu komedii.
Ania
„Pół żartem, pół serio" to mój osobisty poprawiacz nastroju. Znam już wszystkie gagi i perypetie bohaterów, ale nadal łapie się na tym, że
oglądając ten film po raz kolejny głośno rechocze. Komedia jakich mało.Jedno słowo - rewelacja. Nie wiem, być może trochę
przesadzam, ale jak dla mnie to cudowny film. Wszystko w nim podane jest
"wygłodniałemu" odbiorcy w odpowiednich
dawkach. Trochę sensacji,
komedii a wszystko złączone
w spójną całość
świetnym scenariuszem.
Film prosty, ale to komedia, mamy się
bawić i właśnie ten film to jedna wielka świetna zabawa, a dodatkowo skrawek
starego kina w gwiazdorskiej obsadzie. Rewelacyjnie oddany jest w nim klimat
tamtych lat (masakra w dniu św,
Walentego), świetne role
Lemmona i Curtisa, przekomiczny duet wszechoceanów, o których tylko wspomnienie wywołuje na mojej twarzy ogromy uśmiech. Muszę szczerze przyznać, nie jestem ogromną fanką Marilyn Monroe, zawsze wolałam subtelniejsze postacie odgrywane
przez Audrey Hepburn, jednak w tym filmie pozytywnie mnie zaskoczyła, tworząc postać tak prostą,
a zarazem zjawiskową.
Najbardziej jednak podobały
mi się dialogi. Osoba, która je pisała najzwyczajniej w świecie jest geniuszem. Obraz ten, to
wręcz kopalnia
przecudownych, śmiesznych,
niebanalnych tekstów. No i oczywiście
nie mogę nie wspomnieć o muzyce. Jazz, który można usłyszeć w "Pół żartem pół serio" to kwintesencja gatunku, wiec składam pokłony dla Adolpha Deutscha, trzykrotnego
laureata nagrody Oscara za najlepszą
muzykę filmową.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz